język | wybór strony | obecna wystawa | byłe wystawy | nowości

forum | księga gości | o galerii | o właścicielu galerii | linki | logowanie | kontakt


Opętanie Beksińskich i książka Grzebałkowskiej

21.04.2014, 21:38
St
Przeczytałem książkę Magdaleny Grzebałkowskiej i wysłuchałem kilku jej odautorskich komentarzy radiowych. Potem trafiłem na tę stronę i dodatkowo przeczytałem "Zmagania o Beksińskiego" i trzy tomy korespondencji z p. Dmochowskim, a także inne materiały, aczkolwiek wszystko to z bardzo różnym natężeniem uwagi, więc na pewno nie "od deski do deski".

Historia Beksińskich w wersji najpopularniejszej, tabloidowej, opisywana bywa często za pomocą pojęć "klątwy", "opętania", "przeznaczenia" itp. Naturalnie budzi to opór u wielu ludzi (także Grzebałkowska odcina się od takiej optyki), ponieważ opętanie kojarzy się z rozmaitymi obsesjami religijnymi, a w niejednym środowisku nie jest dziś dobrze uchodzić np. za "katola".

Jeśli jednak "opętanie" potraktować nie w kategoriach wyznaniowych, ale jako metaforę "sił", nad którymi ktoś nie panuje, ale które kierują jego życiem niejako wbrew jego woli (czy ponad nią), to termin ten bardzo dobrze pasuje do opisu tego, co działo się z oboma Beksińskimi.

Czy siły te nazwiemy "działaniem diabelskim", czy też "presją podświadomości", "problemami osobowościowymi", "uwarunkowaniami genetycznymi", to już drugorzędna sprawa słownika. Tak czy siak mamy do czynienia z "czymś", co określa ludzkie życie z podobną siłą jak nałóg określa życie narkomana (czyli jest to siła do przezwyciężenia, ale zdarza się to raczej rzadko i zawsze pozostawia ślady).

Ponieważ pisują tu i komentują osoby niebanalne, chciałbym zapytać, czy ktoś inny odniósł podobne wrażenie czytając o życiu Beksińskich. Droga Tomasza do samobójstwa wydaje się wręcz prosta jak strzała. Niemal każdy okres jego życia dodaje kolejny kamyk do tej układanki. Z kolei Zdzisław mimo ogromnego pragnienia wolności wikła się w toksyczne związki i szamoce z poczuciem swej nieasertywności, z czego jednak w praktyce niewiele wynika.

Jedynym nietoksycznym związkiem był chyba jego związek z żoną, ale to może tylko dlatego, że żona całkowicie zrezygnowała z siebie i wtopiła się już nie w niego, a w jego cień. I to tak dokładnie, że nawet Grzebałkowska, reporterka doświadczona i utalentowana, nie potrafiła jej z tego cienia wydobyć.

To tyle tytułem wstępu, bo oczywiście wiele jest tu jeszcze do dodania i doprecyzowania.

22.04.2014, 17:47
jeng czang
ja również lubię czasem pofantazjować,Bexa był boski pod wieloma względami i czasem wywyższam go by nie widzieć w nim tylko człowieka.jednak na prawdę to człowiek jak my wszyscy,z wadami i demonami które nas prześladują."zrobiony" w taki sam sposób jak wszyscy,wychowany przez rodziców,kształtowany przez otaczający świat,książki,obrazy,przyjaciół itp.te same "siły"na niego ,na nich działały,tylko różnie sobie z nimi radzimy.

22.04.2014, 21:31
sic
"Demony", "opetania", "fatum" Beksinsi byly prozaiczne i oczywiste. Tomek cierpial na depresje polaczona z mania sambobojcza i nie chcial sie leczyc, a ojca gnebilo kilka przykrych obsesji psychicznych. Te dolegliwosci nie mialy w sobie nic religijnego ani literackiego. Niestety znajomosc funkcjonowania psychiki ludzkiej jest jeszcze w powijakach. Ale za kilkadziesiat lat obaj byliby wolni od swych "opetan" i nie wymagaliby "egzorcyzmow" , bo po prostu widomo bedzie wowczas jak je leczyc.

23.04.2014, 03:00
St
Do Pana/Pani sic

Proszę się nie obrazić, ale wiara, że za kilkadziesiąt lat mądra nauka wynajdzie "pigułkę na życie", dzięki której można będzie nie mieć depresji lub/i mieć udane relacje z innymi ludźmi, wydaje mi się naiwna.

Równie dobrze można wymyślić sobie, że za kilkadziesiąt lat da się naukowo rozpracować psychikę i talent takich ludzi jak Beksiński, po czym zaprogramować według tej wiedzy komputer, by malował obrazy w stylu Beksińskiego, ale trzy razy lepsze. Bo czemu nie?

Proponowałbym jednak nie bawić się w science fiction, bo to nie różni się niczym od rozważań, czy na opętanie lepiej odprawić mszę w rycie trydenckim, czy też wystarczy zwykły ryt posoborowy.

23.04.2014, 03:11
St
Do Pana/Pani jeng czang

Nie chodzi mi o to, że obaj Beksińscy podlegali wpływom wychowania, genów, środowiska etc. "tak jak my wszyscy".

To byłoby banalne.

Książka Grzebałkowskiej pokazuje - choć nie wiem, czy taki był zamysł autorki - dwóch ludzi, którzy żyją tak, jakby wepchnięto ich do labiryntu. Wciąż wchodzą w te same korytarze - sytuacje psychiczne. Nie potrafią znaleźć wyjścia, powtarzają te same sekwencje etc.

Ich życie kojarzy mi się właśnie z takim wymuszonym błądzeniem, nie zaś z czymś, co się określa jako "wędrówkę przez życie".

Czy teraz opisałem to jaśniej?

23.04.2014, 17:00
jeng czang
usilnie poszukuje pan niesamowitych wyjaśnień,banalnej rzeczywistości,proszę uważać bo niepostrzeżenie sam się pan znajdzie w labiryncie własnych rojeń,bez wyjścia

23.04.2014, 21:30
St
Jeśli dla Pana/Pani seria prób samobójczych Tomasza Beksińskiego i jego zapętlenia w związkach oraz np. ponad dwudziestoletnia relacja sado-maso Zdzisława Beksińskiego z Piotrem Dmochowskim to "banalna rzeczywistość", to w istocie nie pogadamy sobie. Żyjemy w innych światach. Ale nie zazdroszczę takich "banałów"...

24.04.2014, 00:51
Teschner
Panie / Pani St

Odpowiedziałbym przekornie "Diabeł nie śpi z byle kim". A na poważnie, sado-maso to z zasady bezproduktywny związek, w którym jedna lub obie strony nie znoszą się nawzajem, nie czują chemii i w ogóle mają wszystko w dupie. Ja uważam, że związek z p Dmochowskim był bardzo udany. Zaowocował wspaniałymi obrazami, promocją na zachodzie i olbrzymią spuścizną intelektualną.

Wracając do tematu. Rzeczywiście, przez moment miewam również wrażenie obecności "czegoś", np czytając słowa Mistrza "Ja nie maluję, mnie się maluje". Można to interpretować, że artysta może być przekaźnikiem jakiejś metafory sił. Dla mnie taka ewentualność jest całkiem fajna, do zaakceptowania w przypadku działań artystycznych. Natomiast uważam, że powinniśmy być ostrożni w przypisywaniu zjawisk archetypicznych ludziom i sprawom, które znamy jedynie z książek.

Czymkolwiek ta "siła" jest i czy miała wpływ, możemy być jej wdzięczni. Bez niej Mistrz byłby pewnie emerytowanym budowniczym PRL'u, a jego syn dyrektorem kina w Sanoku.

24.04.2014, 02:32
St
Panie Teschner (ja też jest panem)

Być może napisałem niejasno, ale NIE chodzi mi o spór, jak tę "siłę" nazywać. Sytuacja się nie zmieni, jeśli będziemy mówić o problemach osobowościowych, depresjach, obsesjach etc. Te słowa jedynie dziś mądrzej brzmią niż nienaukowe "opętanie" i dlatego ludziom często wydaje się, że gdy zmienią słowa na bardziej modne i "nowoczesne", to cokolwiek wyjaśnią.

Sado-maso, w którym obie strony mają wszystko w dupie? Ależ nie! Chodzi przecież o to, by jak najcelniej dręczyć, a potem być w wyrafinowany sposób dręczonym.

Nie wiem, na jakiej podstawie uważa Pan związek z p. Dmochowskim za "bardzo udany" dla twórczości Beksińskiego. Podejrzewam, że po prostu przyjmuje Pan takie założenie, bo przecież nie może Pan wiedzieć, co Beksiński zrobiłby, gdyby nie było tego związku.

Ale zostawmy to. Wolałbym nie wdawać się w oceny twórczości Beskińskiego, lecz pozostać - co zresztą zasygnalizowałem w tytule - w kręgu tych spraw, które porusza książka Grzebałkowskiej. To jest przede wszystkim książka o życiu dwóch ludzi, a nie o ich twórczości.

Z tej perspektywy związek z p. Dmochowskim jest z pewnością związkiem toksycznym, w którym Beksiński męczy się, ale nie potrafi się z niego wywikłać.

Można pocieszać się, że mu to dobrze zrobiło na twórczość. Ale na podobnej zasadzie można usprawiedliwić wszystko. Przecież gdyby nie było wojny i obozów koncentracyjnych taki Borowski mógłby zostać autorem kilku przeciętnych liryków itp. itd. A bez Gułagu nie byłoby Sołżenicyna. Czyli dobrze było jak było, bo dzięki temu przecież powstały te różne fajne rzeczy, które teraz mamy.

Prosiłbym jednak o wyjaśnienie, co uważa Pan za "olbrzymią spuściznę intelektualną". Konkretne przykłady zawsze mile widziane.

24.04.2014, 08:27
jeng czang
ludzi takich jak Tomasz nie mało na tym świecie,niedorosłych emocjonalnie,zmieniających partnerów,samobójców,psychicznie chorych,to pan chyba żyje bajkami o niewidzialnych siłach.jeśli mowa o związku Bexy i Dmochowskiego ,jak pan określił sado-maso,to myślę że jak najbardziej był wpisany w psychikę Beksińskiego który się utożsamiał z taką postawą,może nie uświadamiał sobie że to działa nie tylko w swerze sexu ale w całym jego życiu.
Teszner piszesz o czymś co działało podczas tworzenia"samo mi się maluje",uważam że jest to stan podobny do medytacji,kiedy jest się oderwanym od rzeczywistości,kiedy odchodzi świadomość tego co się robi.kiedyś mistrz przytoczył słowa Picassa,"maluję jak ptak śpiewa".takie mechaniczne działanie,uleganie podświadomości daje w twórczości boskie rezultaty.

24.04.2014, 13:10
Teschner
Panie St,

Za spuściznę intelektualną uważam bibliotekę i filmotekę o Mistrzu, czyli listy, wywiady, opowiadania, materiały audiowizualne. Tam są jego rozważania filozoficzne, wspomnienia, przemyślenia, obserwacje, porady. Użyłem przymiotnika "olbrzymia" bo to całe setki materiałów. Ponadto, gdy przyjżeć się z bliska konstrukcji zdań w listach (lata 70-80), mało kto dzisiaj pisze tak perfekcyjną polszczyzną.

Panie St, a może zapętleń w związkach, opętań, należy szukać nie w nich samych a w otaczającym ich świecie? Świecie niesprawiedliwym, w którym łatwiej dręczyć niż uszczęśliwiać. Świecie perfidnym, bo daje się zgłebiać, ale wprowadza zgłębiających w poznawanie bez dna. I w końcu świecie złośliwym, który daje się opanować tylko w sposób zawodny, bo ujawnia swe prawa, prócz prawa niezawodności.

Poruszył Pan ciekawy temat o życiu, ale co sądzi Pan o sztuce Mistrza?

24.04.2014, 13:27
Sic
Przykladow "spuscizny intelektualnej", wyniklej ze wspolpracy Beksinskiego z Dmochowskim nie trudno znalezc : cale wirtualne muzeum zawierajace dziesiatki godzin rozmow miedzy nimi, dziesiatki video, tysiace stron korespondencji, ksiazka "Zmagania o Beksinskiego", film "W holdzie Beksinskiemu",wyczerpjace i systematycznie pokasyfikowane reprodukcje setek prac Mistrza, chociazby to forum na ktorym piszemy, cala promocja przez wiele lat poza granicami Polski wraz ze stworzeniem, specjalnie dla Beksinskiego, galerii w Paryzu, dzis proba Dmochowskiego stworzenia stalej wystawy w Warszawie, petycja z tym zwiazana itd itd Tych przykladow jest wiele. Trzeba byc wyjatkowo falszywym by udawac ze sie tego nie zauwaza.

24.04.2014, 15:44
St
"Trzeba byc wyjatkowo falszywym by udawac ze sie tego nie zauwaza."

To ja już może podziękuję za uczestnictwo w tym forum. Zdaje się, że nie ma tu moderatora. A gdy pojawiają się tak żenujące ataki ad personam, dla mnie dalsza rozmowa staje się niemożliwa. Skłonności masochistycznych nie ma we mnie za grosz :-)

24.04.2014, 15:59
jeng czang
proszę się nie obrażać,to tylko dyskusja,każdy może wyrażać swoje zdanie,niech nie odbiera pan tego jako ataki.trochę mi głupio

24.04.2014, 19:17
Teschner
Jeng Czang: no co ty, przestań. W sumie miałaś rację powyżej. To mogę czuć się opętańczo głupio, bo Pan St nie odpowiedział mi na pytanie co sądzi o sztuce Mistrza, tylko wziął i czmychnął oknem w mroki nocy...
Może jeszcze wróci. Przydałby się nam w dyskusjach specjalista od rytów trydenckich i posoborowych.

26.04.2014, 12:09
msbg
Ho ho, ale dyskusja. Nie będę wtrącał swoich trzech groszy bo to nie ma sensu za to zapodam fajną galerię która budzi u mnie jednoznaczne skojarzenia. Miłego oglądania :]

http://deser.pl/deser/51,111858,15835859.html?bo=1#BoxSlotIIMT

26.04.2014, 18:05
Teschner
msbg: całkiem fajne. Podobne klimaty można znaleźć na zdjęciach jeziora Aralskiego, które w czasach ZSRR było 4-tym największym jeziorem świata. Obecnie jest pustynią usianą rdzewiejącymi statkami.

Co sądzicie o sztuce Choi Xoo Ang? (link poniżej). Ogólnie rzeźba hyper-realistyczna nie podoba mi się sama w sobie, aczkolwiek lubię jej hybrydowe odmiany:

http://www.emptykingdom.com/featured/choi-xoo-ang/

26.04.2014, 23:55
Ania
Ilekroc przyjdzie do nas ktos nowy to zawsze Pani Jeng Czang skutecznie go wyprosi...!!!
To w sumie takie polskie bardzo... Myslisz Pani jedno, piszesz drugie a wychodzi trzecie... Ach...

27.04.2014, 13:53
jeng czang
Teschner,świetne te rzeźby,szczególnie podobają mi się skrzydła z dłoni i wiszące głowy

01.06.2014, 23:59
Fenu
Mysle, ze obydwaj panowie byli jak najbardziej normalni, szczerzy i wolni we wszystkim, w sztuce, w zyciu, w smierci. Coz za bzdura jest poszukiwanie chorob, opetan itd Kim jest normalny czlowiek dzisiaj? Pisanie biografii jest zawsze dalekie od zycia. Grzebalkowskiej udalo sie duzo. Wydaje mi sie,ze przyblizyla postac malarza, na pewno Jego nie malarstwo, bo w koncu to jest ksiazka, a nie obraz. Dla mnie Beks jest geniuszem. Powiedzial, ze talet jest mniejszy od wyobrazni, Jego talet byl jednak wyjatkowo blisko wyobrzni.

08.07.2014, 13:10
hanway
Sigmunt Freud powiedział, że wszelkich dysfunkcji człowieka należy szukać w jego dziecięcym pokoju. Książka pani Grzebałkowskiej potwierdza tę tezę. Zdzisław Beksiński był genialnym malarzem ale kiepskim mężem i ojcem. Potrafił tworzyć przepiękne dzieła ale nie potrafił zadbać o swój związek z najbliższą osobą. Zdominował zupełnie swoją żonę i to do tego stopnia, że nie udało się wyodrębnić Jej z cienia męża. Zdzisław Beksiński był niewydolnym ojcem.
Tomasz Beksiński był upośledzonym emocjonalnie i społecznie chłopcem. Tak był wychowywany. Rodzice z tym nic nie zrobili, zaś On sam nie był w stanie sobie z tym poradzić. Konieczna w takich razach jest interwencja z zewnątrz. Analogicznie do sytuacji, kiedy nie radzimy sobie z bolącym zębem. Sami sobie go nie wyrwiemy. Sami możemy jedynie złagodzić ból i cierpienie. Słusznie twierdzi St, że obaj Beksińscy znaleźli się w labiryncie, po którym błądzili, uporczywie powtarzając swoje sekwencje. Na tym właśnie polega patologia. Konieczny jest w takich sytuacjach przewodnik, który wyprowadzi ojca i syna z zapętlonego labiryntu (błędnego koła) w inne miejsce. Sami tego nie potrafili zrobić.
Wskazywany wielokrotnie brak asertywności Zdzisława Beksińskiego jest tylko pozornym i nieprawdziwym wytłumaczeniem niewłaściwego przebiegu relacji artysty z innymi osobami, w tym ze swoim synem. Jest to wytłumaczenie stosowane przez samego malarza na swój własny użytek. („nic z tym nie zrobię, bo nie jestem asertywny”).
Znana jest tendencja do automatycznego przenoszenia spostrzeżeń z jednej sfery działalności człowieka na inną. Wydaje się nam, że jeżeli ktoś jest wybitnym artystą, wielkim erudytą to tak samo się dzieje w jego życiu osobistym – rodzinnym. Oczywiście tak nie jest w rzeczywistości. Sztuka, inteligencja są to zupełnie inne obszary funkcjonowania człowieka. Przypisywanie twórczości Zdzisława Beksińskiego właściwości nadprzyrodzonych i tym samym obciążanie nimi jego rodziny jest nieporozumieniem. Można by się pokusić o wskazanie nieprawidłowości w relacjach w rodzinie Beksińskich. Niewiele to zmieni. Co najwyżej przybliży realny obraz rodziny i jednocześnie wykaże niedorzeczność doszukiwania się „sił nadprzyrodzonych” w ich życiu i śmierci. Jest wiele rodzin funkcjonujących w podobny sposób, w których dzieją się tragedie, a których nie „przeżywamy”, ponieważ są one zupełnie nieznane.
Ignorancją jest stwierdzenie, że Tomasz Beksiński cierpiał na depresję, zaś Zdzisław Beksiński doznawał obłędu.

PS. Rozumiem, że jeng czang był przyjacielem Zdzisława Beksińskiego i dlatego tytułuje Go per „Bexa”.

09.07.2014, 16:34
jeng czang
Bexa,to był pseudonim Beksińskiego jakiego używał w swojej mailowej korespondencji,nie wydaje mi się bym popełniła jakąś niestosowność

13.07.2014, 09:02
Katgal
Zdzisław Beksiński był człowiekiem bardzo religijnym, o czym nie można zapominać przy tego typu rozważaniach.
Chodzi mi o oczywiście Religijność sensus stricte. Nie o wierzenia, religię czy wyznania. W pewnym okresie życia interesował się okultyzmem, B.Zen, psychodelikami. Oczywiście to wszystko odrzucił, co potwierdza jego Religijność. Fatum to nie jakieś siły nadprzyrodzone. To nakładanie się wielu, wielu czynników i zależności, także tych których dziś jeszcze psychologia i nauka nie zna.
Często interpretujemy ,,to'' jako coś nadprzyrodzonego, magicznego, przeklętego. A to czysta rzeczywistość, którą przecież znamy nie całą.
(jak dowiodła nauka: Nasz mózg odbiera jej mniejszy fragment)

05.08.2014, 21:34
annasz
Dziękuję Pani Grzebałkowskiej za rzetelną książkę o Beksińskich. Przeczytałam dwukrotnie i jeszcze do niej wrócę. Zaraziłam książką kilka osób i od dłuższego czasu rozmawiamy tylko o Beksińskich. Dawno nie czytałam tak interesującej lektury. Jeszcze raz dzięki.

Wyślij komentarz »


modyfikacje strony
język | wybór strony | obecna wystawa | byłe wystawy | nowości

forum | księga gości | o galerii | o właścicielu galerii | linki | logowanie | webmaster | kontakt